środa, 21 sierpnia 2013

1 dzien

Po przylocie bylem strsznie zmeczony i spalem okolo 15 godzin. Wstalem kolo 14:30 dopiero. Obudzilem sie i w domu nikogo nie bylo wiec sie troche przestraszylem. Poszedlem do kuchni nalac sobie wody (tutaj wode pija z kranu nie z butelki) i zobaczylem karteczke z napisem " When you get up call me - Ron" No to dzwonie a Ron mowi ze na reszcie sie obudzilem i juz jest w garazu i zaraz bedzie. Nastepnie zjadlem swoje 1 amerykanskie sniadanie. Najlepsze platki jakie w zyciu jadlem!!! Ze swiezymi jezynami i z maple syrup i z cynmonem. To bylo pyszne!!! Potem weszlismy na werende zeby zobaczyc jak jest na zewnatrz i widze jezioro i go pytam, czy tam mozna zejs i czy to jest otwarte dla ludzi. A on na to, ze to jest jego jeziorko i cala jego dzialka ma 10 akrow(!!!!!!) Zeszlismy na dol sciezka i schodzac podlewalismy rosliny. Ten teren jest ogromny. Dom jest duzy ale cala dzialka z wlasnym stawem (nie stawikiem) jest ogromna.

To sa zdjecie z ich domu
 


 Tutaj w Vermont, wszyscy maja ogromne trucki z V8.
 Pies Norman






 Cala dzialka jest bardzo duza. To jest zdjecie domu znad stawu.
 
 
Po obejrzeniu miejsca i podlaniu kwiatow, pojechalismy na maly tour wkolo Waterbuy. Miasteczko jest naprawde piekne, szczegolnie Waterbury Village. Ron zabral mnie prawie wszedzie. Jest tu cudownie, widac gory i drogi na ktorych jestes tylko ty. Naprawde super idealne miejsce dla mnie.
 
Zdjecia, ktore udalo mi sie zrobic. Jest ich stasznie malo ale caly czas bylem zafascynowy tym tak bardzo ze zapomnialem robic zdjecia ;) Wstawie wiecej jutro.
 





 
 
Potem mialem chwile wolnego. Przyjechala Marge - zona Rona i zaczelismy przygotowywac kolacje. Dla nich glownym posilkiem jest wlasnie kolacje. Byl Losos, Zapiekane Ziemniaki i  slodka marchewka z maple syrup(syrop klonowy). Bylo to naprawde pyszne i strasznie sie ucieszylem, ze tutaj w Vermont nie jedza jakis Amerykanskich swinstw tylko prawie jak u nas w Polsce.
Potem rozmawialem z nimi bardzo dlugo, prawie 2 godziny o wszystkim od tego jak wyglada u nas polityka i rzad, po samochody jakie tam mamy, po kryzys, po zamieszki w egipcie, po supermarkety w Polsce i nasze gazety. I to byla tak czynna rozmowa z mojej strony. BTW. Powiedzieli ze do tej pory mowie najlepiej po angielsku ze wszystkich wymiencow ktorzy tu byli (proud of myself ;)
Aha i po tym 15 godzinym spaniu nie odczuwam zupelnie Jet Lagu.
 
Jutro jade na zakupy to wstawie zdjecie amrykanskiego sklepu i troche wiecej zdjec samego miasteczka.
 
Take Care.
 
 

So here I am in States....

Ok, to jest moj pierwszy post ze Stanow. Opisze pare rzeczy tutaj ale po kolei...

1. Podroz :

Byla dluga i meczaca... Musialem wstac o 4:00 rano, zeby byc na lotnisku o 5:00 na lot o 6:50. Spalem okolo 1 :30 godz tylko bo do 2:00 wciaz sie pakowalem i sie zastanawialem jak sie spakowac do 2 walizek po 23kg. Takze po niecalym 2 godzinnym spaniu, zmeczony, niewyspany i zdenerwowany pojawilem sie na lotnisku o 5:00 z moja rodzinka, ktora dzielnie wstala o nie normalnej porze zeby mi pomoc.
Myslalem ze o 5 nikogo nie bedzie na lotnisku ale oczywisce byla strasznie dluga kolejka i zrzucilem bagaze dopiero okolo 6:00. Mialem 2 bagaze, kazdy z nich przekraczal dozwolone 23kg przez Air France ale na szczescie Pan na lotnisku sie tym niprzejmowal i nie musialem placic 140 euro za nadbagaz. Uff... Po nadaniu bagazu i pozegnaniu sie z rodzinka mialem jakies 10 min na dotarcie do gate ale to nie byl problem bo lotisko Chopina jest malusienkie w porownaniu z tym co mialem dopiero zobaczyc. Moj 2 godzinny lot do Paryza na lotnisko De Gaulle rozpoczal sie o 6:50.

                                               Zdjecia z lotniska Chopina, Warsaw-Paris
 
Po przylocie do Paryza mialem 1.30 godziny na dostanie sie do Gate wiec mylalem : Ok mam duzo czasu. Ale ale, to lotnisko to chyba jest najwiekze na swiecie. Strasznie duze, serio. Szedlem z jednego konca terminalu na drugi, potem przeszedlem przez jakis punkt kontrolny, dopiero potem jechalem busem jakies 15 minut do terminalu a potem stalem w kolejce na boarding gdzies 30 min. Nie bylo fajnie ale coz. Dostalem przy wejsciu moje custom declarations, ktore mialem wypelnic i pani kora sprawdzala mi bilet powiedzila, ze siedze przy emergency wyjsciu i w razie wypadku mam pomoc zalodze wyrwac dzrzwi i jakos pomoc w ewakuacji?! Ja zrobilem tylko mine podobna do tego "????!!!!!???" powiedzialem "ok i will do it" i poszedlem dalej. W samolocie kolowalismy strasznie dlugo. Zeby dostac sie na nasz pas krazylismy 23 minuty po lotnisku. Myslalem ze do tej Atlanty to chyba pojedziemy samolotem a nie polecimy - serio to bylo strasznie wkurzajace. Ale dopiero tam do mni dotarlo, ze lece do USA i wracam dopiero za rok...


Nastepnie czekal mnie najgorszy lot w zyciu ale nie bede tutaj sie wyzalal. Moje miejsce bylo w zlym miejscu samolotu. Bylo przy kuchni a tam flight attendants sie caly czas krecili, cos przygotowali wiec nie zmruzylem oka na moment i bylem strasznie wkurzony. Do tego jezdzili tymi swoimi wozkami z jedzeniem i caly czas mnie potracali. Jedyny plusem bylo to ze moglem rozporstowac nogi bo nie mialem przed sa rzedu, a to bylo pomocne z moim wzrostem 192cm.
Jedzenie bylo calkiem niezle. Dosalem main lunch, snacks byly nawet lody. Picie moglem wziac kiedy chce a stewardzi i stewardessy byli naprawde pomocni... Air Frane ma naprawde dobre jedzenie.

Nastepnie przylecialem na lotnisko w Atlancie, gdzie mialem czekac az 4:30 godziny na nastepny lot. Ale to bylo w sam raz czasu a wsyztsko. Kolejki w immigration i na kontroli celnej i na wszystkim byly ogromne zajelo mi to kolo 2 godzin. Wielu ludzi pospozniali sie na swoje samoloty. Potem spokojnie zjadlem normalny obiad, udalem sie do swojego gatu, przeczytalem gazete i akurat zaczal sie boarding. W samolocie do Burlington bylo strasznie duzo French-Canadians i spodziewalem sie, ze bede slyszal angielski wtym samolocie a tu tylko francuski (???). Ale i tak w tym smolocie mnie srasznie scielo i poszedlem spac na 2 godziny. Obudzila mnie dopiero stewardessa, ktora mi powiedziala, ze juz dolecielismy.

 
Zdjecia z Atlanty






Bylem kolo 21:30 w Burlington, bylem strasznie zmeczony. Poszedlem odebrac moje bagaze i czekajac na nie podchodzi do mnie czlowiek mowiac : "Hi, I am the member of a Rotary Club of Waterbury" caly usmiechniety i w ogole a ja na to ze " Yeah I'm the man" no i potem caly klub sie zebral mnie przywitac. Wszyscy ci z ktorymi pisalem bedac w Polsce. Bylo bardzo milo. Dostalem cala torbe prezentu - koszulke, czapke, slodycze itp. Moj counselor Ron pierwsze co zrobil to dal mi czapke New Yor Giants i powiedzial -  "Remember, from now on, you're the Giants fan". Bylo strasznie smiesznie i sympatycznie. Potem pojechalem do Rona jego ogromny truckiem do jego domu w ktorym mialem zostac do piatku.

Pierwsze spostrzezenie : Ich samochody tutaj sa ogroooooomne. Naprade w zyciu nie widzialem wiekszych.

Ok nastepny post juz zaraz.

wtorek, 6 sierpnia 2013

High School, Host family.

Hey!

Sorry, że wcześniej nie napisałem tego posta ale teraz mam urwanie głowy ze wszystkimi sprawami związanymi z wyjazdem do Stanów. Kupowanie biletu, dwóch walizek (bo kochany Air France ma limit do 1 walizki do 23kg :/ (przynajmniej w ekonomicznej), zakładanie konta w banku, ostatnie zakupy, pożegnania z rodziną z różnych zakątków Polski, przygotowywanie pokoju (malowanie, nowe łóżko) dla wymieńca przyjeżdżającego do mnie, kupowanie prezentów dla Hostów i Rotary Clubu. Dużo tego w sumie jest ;)

Jeszcze to do mnie nie dociera ale za równo 13 dni będę 6000 tyś kilometrów stąd i zostanę tam na rok. Serio to do mnie jeszcze nie dochodzi...

Ok ale post miał być o host rodzinie i o szkole.

To może najpierw host family.

Ogólnie to jest trochę śmiesznie bo na początku miałem jechać do małżeństwa dwóch starszych ludzi, którzy nie mieli dzieci i oboje byli nauczycielami. Takie dostałem GF, inne dokumenty z ESSEX(mój olbrzymi dystryk do którego należą chyba wszyscy, którzy jadą na East Coast). I na nich wszystkich było(no i nadal jest) napisane ich nazwisko ich wszystkie dane i są podani jako moi pierwsi hości. I tak tez podawałem ich dane w aplikacja np. o Vise.  Ale ale ale....
Jakieś 2.5 tygodnia temu napisał do mnie mój counselor, który oświadczył mi , że moja pierwsza host family będzie zmieniona! W sumie chyba lepiej się złożyło bo rodzina do której jadę ma syna w moim wieku, co jest bardzo przydatne na sam początek, żeby mógł ci pokazać cała okolice i zapoznać cię z ludźmi.
Ogólnie to małżeństwo miało 5 dzieci ale tylko ich jeden 17-letni syn (Austin) mieszka jeszcze z nimi. Aha no i będę mieszkał z czarnym labradorem jeszcze ;)

Nie mam zdjęć domu ani ich samych ale postaram się je wstawić jak już dolecę i obfotografować cała okolice i wszystko ci się da ;)




High School:

Moja szkoła nazywa się Harwood Union High School (http://www.harwood.org/). Jest stosunkowo mała jak na amerykańskie liceum ok. 700 uczniów, wydaję mi się dosyć europejska (co jest dobre?). Jak podaje wikipedia budżet szkoły wynosi 11 milionów $ !!!(???).

Tutaj parę zdjęć szkoły





Rozmawiałem już z jednym z rotarian z clubu ( który nie jest moim counselorem ale jest super pomocny) na temat sportów w szkole. Do wyboru miałem " Soccer and cross country running are the big fall sports for men, with basketball and hockey in the winter and lacrosse, track and baseball in the spring."

Wybrałem Soccer na jesień, chyba spróbuje hockey na zimę i na pewno baseball na wiosnę.
Super jest to, że w USA sport wygląda na poważnie a nie jak śmieszne w-f w polskich szkołach....

W sumie nie wiem co jeszcze napisać o szkole. Po przyjeździe pojadę prawie od razu do szkoły, żeby wybrać sobie jakieś zajęcia i dowiem się czy pozwolą mi dostać High School Diploma, co by było wspaniałe, bo nie musiałbym powtarzać 3 klasy w Polsce... Więc będę błagał ich, żeby mi pozwolili ;)

Aha lecę Air France trasą Warszawa-Paryż-Atlanta-Burlington i stamtąd rodzina albo counselor zabierze mnie do Waterbury. A i po przyjeździe jadę od razu na 2 dni na ryby z moim counselorem, żeby się lepiej poznać :) 

Następny post napiszę pewnie już dopiero w stanach jak minęła podroż i first impressions.

See ya!